Trzeba ograniczyć przywileje samorządowców. Starosta nie ma wątpliwości

  • Włodek Kaleta
  • Opublikowano: 31 grudnia 2017 - 06:00 | Zaktualizowano: 3 stycznia 2018 - 13:14
- W społeczeństwie od dawna widoczna jest tendencja do ograniczania przywilejów różnych grup tak, aby sprawiedliwość dotyczyła wszystkich w takim samym stopniu. Dlatego jedną z ważniejszych zmian, która powinna zostać szybko wprowadzona, jest ograniczenie niektórych przywilejów samorządowców - zapewniał PortalSamorzadowy.pl Maksym Gołoś, starosta pruszkowski.

• Zmiany w organizacji samorządów i ordynacji wyborczej to dobry moment na rozpoczęcie dyskusji o przywilejach samorządowców - mówił starosta Gołoś.

• Uważam, że wiele zmian w kodeksie wyborczym, co nie zawsze się dostrzega, idzie w dobrym kierunku - dodaje.

• Jest przekonany, że dobrym rozwiązaniem jest przepis mówiący, iż to Państwowa Komisja Wyborcza będzie miała nadzór nad drukowaniem dokumentów i kart wyborczych.

****

Nowy 2018 r. to dla samorządowców czas wyjątkowy. To czas wyborów samorządowych według zmienionych przez rządzących zasad, które wciąż budzą ogromne kontrowersje. Część opinii publicznej uważa, że reforma samorządów ma zapewnić rządzącym większość w tych wyborach. Jak pan to widzi?

Maksym Gołoś, starosta pruszkowski: - Zmiany to w każdym środowisku normalność. Świat pędzi do przodu i stawia wciąż nowe wyzwania. Samorząd terytorialny w Polsce też musi się zmieniać. Nie zamierzam jednak teoretyzować. Uważam, że zmiany niektórych przepisów dotyczących działania samorządów i samorządowców powinny zostać wprowadzone. Nie wszystkie z nich, jak pokazuje praktyka, funkcjonują najlepiej.

Które przede wszystkim? Najwięcej kontrowersji wywołują zmiany w Kodeksie wyborczym. Słusznie?

Nie jestem specjalistą, aby szczegółowo na ten temat rozmawiać. Uważam jednak, że wiele tych zmian, co nie zawsze się dostrzega, idzie w dobrym kierunku. Choćby dlatego, że dają dużej części wyborców możliwość większego niż dotychczas społecznego zaangażowania się w sprawy lokalnych społeczności. Musimy uczyć się dbać o naszą gminę, powiat - nasze „małe ojczyzny”. Trudno też ganić rozwiązania, które dotyczą transparentności wyborów. Za dobry pomysł uważam powołanie drugiej komisji wyborcze,j liczącej głosy.

Ważne kto liczy głosy, a nie kto głosuje? Wciąż to słyszymy w dyskusjach o tym rozwiązaniu.

Oczywiście, że najważniejszym jest powszechny udział w wyborach. To podstawa demokracji. Ale zaproponowane rozwiązanie w mojej ocenie jest dobre. Jako przedstawiciel komitetów brałem udział w pracach wielu komitetów wyborczych, zarówno do Parlamentu Europejskiego, krajowego, jak i w wyborach samorządowych i wiem, jak trudno jest skupić uwagę i w sposób efektywny pracować w komisji działającej na takich zasadach, jak to było dotychczas. Przecież niekiedy komisje te pracują po kilkanaście godzin. Do tego dochodzi praca w godzinach nocnych przy liczeniu i sporządzeniu wyników głosowania. Dlatego uważam, że pomysł powołania dwóch komisji, gdzie jedna nadzoruje samo głosowanie, a druga dokonuje obliczenia wyniku wyborów, jest dobry.

Dobrze, że Państwowa Komisja Wyborcza będzie miała nadzór nad drukowaniem kart i innych dokumentów wyborczych. Monitorowanie tego wszystkiego jest jak najbardziej zasadne. Nie zakładam oczywiście, że samorządy mogłyby wnieść w ten proces jakieś zło, ale dla przejrzystości sprawy warto takie rozwiązanie wprowadzić.

Druga sprawa to kwestia osób, które będą w tych komisjach zasiadać. Z trzeciej jednak strony to doskonały sposób na zmobilizowanie tych, którzy będą chcieli przyglądać się prawidłowości wyborów.

Jest też sprawa, która mnie szczególnie interesuje, czyli równoczesne kandydowanie do dwóch organów różnych jednostek samorządu terytorialnego.

Nowa ustawa zakłada, że można kandydować na wójta, burmistrza, prezydenta, ale nie można równocześnie kandydować do rady powiatu czy sejmiku. To dobre rozwiązanie?

Ono także ma dwie strony. Jedną, tę złą, wynikającą z tego, że w przypadku wyborczego niepowodzenia jakiś doświadczony samorządowiec zostanie wytrącony z pracy samorządu. Dobrą stroną jest to, że nie będzie już sztucznych kandydatów do rad, tzw. „lokomotyw”, które ciągnęły listy wyborcze.

Wiadomo, że znany wójt, burmistrz, prezydent, a nawet marszałek dostają bardzo dużo głosów i promują do rady osoby, które nie są znane wyborcom i nie zawsze są kompetentne do tego, aby zasiadać np. w radzie powiatu. Może to też wypaczać wyniki wyborów do konkretnych rad.

Czytaj też: Siedem nowych miast od 2018 r. Nowy rok przyniesie zmiany administracyjne na mapie Polski

Jestem też przekonany do wprowadzenia w kodeksie wyborczym do samorządów gminnych okręgów proporcjonalnych. Okręgi jednomandatowe mają tę wadę, że wybory do nich nie są reprezentatywne dla poszczególnych komitetów. Bardzo często jest tak, że w okręgach jednomandatowych do rady gminy wchodzą tylko radni z komitetu wójta, burmistrza czy prezydenta miasta, a nie wchodzą kandydaci opozycyjni.

Poza tym szkoda, że jak dotąd nie zmieniono rozwiązań, które w sposób ewidentny naruszają w samorządach konstytucyjne zasady sprawiedliwości i równości społecznej.

Co konkretnie ma pan na myśli?

W społeczeństwie od dawna widoczna jest tendencja do ograniczania przywilejów różnych grup tak, aby sprawiedliwość dotyczyła wszystkich w takim samym stopniu. W rozmowie z kolegami samorządowcami doszliśmy do wniosku, że jedną z ważniejszych zmian, które powinny zostać wprowadzane, to ograniczenie przywilejów samorządowców, jakie daje im pozycja radnego na rynku pracy.

Przykład pierwszy z brzegu. Radny samorządowy może być zatrudniony na takich samych zasadach jak każdy inny pracownik, natomiast nie może już być zwolniony z pracy w taki sam sposób, jak jest to możliwe w stosunku do każdego innego zatrudnionego. Jeżeli, przykładowo, ktoś jest radnym powiatu i jest zatrudniony w spółce czy innej firmie, może być z niej zwolniony wyłącznie za zgodą rady, w której zasiada.

Doświadczenia z tym związane płynące z całej Polski wskazują, że rada czy sejmik głosują z reguły za tym, by nie zgodzić się na zwolnienie radnego z pracy, nie wnikając nawet w wykazane przez pracodawcę merytoryczne podstawy tego zwolnienia. De facto staje się on osobą nieusuwalną, nie do zwolnienia.

Poza tym ustawy samorządowe stanowią, że radny ma prawo wypełniać swój mandat, być na sesjach, brać udział w komisjach i pracodawca powinien mu to umożliwić, dając radnemu na ten czas wolne. Przy czym pracodawca nie jest w stanie zweryfikować, gdzie i kiedy taki radny wychodzi w sprawie pełnienia swego mandatu, ile czasu radnemu to zajmuje i co tak naprawdę w tym czasie robi.

Czy to znaczy, że jeśli radny ma ochotę, może nie iść do pracy lub się z niej zwolnić, i to bezkarnie, zasłaniając się przepisami prawa? O takich sytuacjach pan mówi?

Istotnie, może dojść do tak absurdalnej sytuacji, że będzie tłumaczyć swoją nieobecność albo brak zaangażowania w pracy wykonywaniem obowiązków radnego.

To daje radnemu poczucie bezkarności, ale też demoralizuje innych pracowników, którzy widzą, że nie wszyscy mają równe prawa i obowiązki. Inny pracownik ma także dużo obowiązków: dzieci, pracę, uczelnię, często także obowiązki społeczne, ale nigdy nie jest tak bardzo chroniony jak radny.

Pracownika chroni tylko Kodeks pracy. Radny ma tę przewagę, że jest dodatkowo chroniony przez swoją radę, korporację. Przy czym, w większości przypadków, nieważne są podziały polityczne. Nie ma znaczenia, z jakiego klubu kto pochodzi. Rada najczęściej staje po stronie radnego, któremu grozi zwolnienie.

Czytaj też: Oświata. Zobacz co się zmieni w 2018 roku

Kluczową sprawą wydaje się wprowadzenie takich zmian w ustawach, które uniemożliwiłyby podobne praktyki w samorządach. Podczas dyskusji o samorządowych przywilejach wszyscy zdają sobie sprawę z tego rodzaju przypadków, dlatego należałoby, w oparciu o konsensus między samorządowcami i parlamentarzystami, wypracować nowe rozwiązania.

Co stoi na przeszkodzie?

Zgłosiliśmy ten problem na podkomisji samorządu terytorialnego, ale nie spotkał się z pozytywnym przyjęciem. Przypuszczam, że świadomość tego problemu wśród samorządowców jest wciąż nikła. Dotyczy to wszystkich, bez względu na barwę partyjną. Nie udało nam się sedna problemu zakotwiczyć w świadomości parlamentarzystów.

Zmiany w organizacji samorządów i kodeksie wyborczym to dobry moment, by rozpocząć dyskusję na ten temat. Zwłaszcza, że niedawno wprowadzono w ustawie zmianę, która zlikwidowała tzw. gabinety polityczne. Nie ma już doradców i asystentów. To, co proponujemy, jest niejako nawiązaniem do tej nowelizacji.

Zrobiliśmy rozpoznanie, skąd taki opór przed wspomnianymi zmianami. Okazało się, że duża część pracodawców nie występuje z wnioskiem o zwolnienie radnego, bo jest przekonana, że będzie to równoważne z wyważaniem interesów politycznych na radzie. I nagle zwykły wydawałoby się temat pracowniczy staje się w radzie tematem politycznym. Nikt nie przyjmuje do wiadomości, że pracodawca chce zwolnić z pracy radnego dlatego, że nie przychodzi do pracy czy ostentacyjnie pije kawę przed komputerem, przeglądając strony internetowe niezwiązane z wykonywaną pracą, tylko dlatego, że jest z określonego ugrupowania politycznego.

Wzajemne partyjne rozgrywki to dziś normalność?

Zupełnie niesłusznie. Źle, że do głosu dochodzą partyjne uprzedzenia, a na dalszy plan schodzi merytoryczna ocena wartości pracownika i jego zaangażowanie w codzienną pracę. Lepiej zdjąć ten polityczny sztafaż z takich spraw i wrócić do oceniania ludzi według ich kompetencji, zaangażowania, sumienności i konsekwencji działania.

Nie przegap najważniejszych wiadomościObserwuj nas w Google NewsObserwuj nas w Google News

Logowanie

Dla subskrybentów naszych usług (Strefa Premium, newslettery) oraz uczestników konferencji ogranizowanych przez Grupę PTWP

Nie pamiętasz hasła?

Nie masz jeszcze konta? Kliknij i zarejestruj się teraz!